Dawno, dawno temu (w latach osiemdziesiątych), licznie przyjeżdżający do Żelazowej Woli turyści z Japonii, podczas zwiedzania parku natrafiali w jego drugiej części na niesamowite zjawisko. Oto zza drzew i klombów, wypływało znienacka COŚ. COŚ przepływało monotonnie przez park i oddalało się w kierunku Sochaczewa niosąc za sobą mało subtelną nutę chemicznych zapachów. I nie była to dobra nuta (mimo muzycznego klimatu miejsca). Chopin, jakby żył, uciekłby stąd czym prędzej z fortepianem pod pachą. Była to Utrata… Continue reading