To musi być szybka decyzja – im dłużej będziesz się zastanawiać, tym większa szansa, ze ciepły tapczanik, komputer albo TV z grzanym piwem przemówi Ci do serca – nie idź tą drogą;) Spodnie i kurtka przeciwwiatrowa, polar, koszulka z poliestru, komin (ale taki na szyję a nie od elektrociepłowni), czapka, termos, coś na ząb mapa albo nawigacja – i można ruszać. Gdzie? Na drugą stronę Puszczy. Ponieważ sezon kajakowy definitywnie za nami, będziemy chcieli pokazać Wam nasze okolice z innej, siodełkowej perspektywy – zachodni skraj Puszczy Kampinoskiej i jej otulina, dolina Bzury i „delta” Wisły to doskonałe, choć mniej uczęszczane szalki rowerowe na Mazowszu. W tym wpisie pokażemy jedną z wielu tras, jaką można dojechać do Moto Przystani z Warszawy.
Bemowo – opuszczamy stolicę
Trasę zaczynamy umownie na skrzyżowaniu ulicy Powstańców Śląskich z Radiową na Bemowie. Kierujemy się na zachód ulicą Radiową, przyjemnie biegnącą wśród drzew. Po przejechaniu ronda w Boernerowie wjeżdżamy w leśne tereny Parku Bemowo (w lato niemiłosiernie tną komary) i po kilometrze dojeżdżamy do fortu Radiowo, który omijamy zgodnie z drogą od prawej strony. Na jego końcu skręcamy w lewo i rozpoczynamy właściwą wycieczkę.
Szlakiem Łosia
Tablica przy wjeździe na teren lasu informuje nas o tym, iż znajdujemy się na Szlaku Łosia (być może kręci się gdzieś w pobliżu, autorowi opisu spotkać go nie było dane). Po chwili mijamy urokliwy przejazd kolejowy wyglądający jak opuszczona granica państwa i kontynuujemy drogę leśną ścieżką. Wkrótce dojeżdżamy do szosy (ul. Sikorskiego we wsi Janów) i jadąc nadal prosto wjeżdżamy w ulicę Andersa. Na najbliższym skrzyżowaniu skręcamy w prawo, za chwilę w lewo, po kolejnych kilkudziesięciu metrach w prawo, w ładnie przygotowaną, szutrową drogę pieszo-rowerową, która zaprowadzi nas na skraj puszczy. Żółty szlak, chyłkiem ucieka w las po lewej stronie, ja wybrałem drogę wygodniejszą, na wprost. Prowadzi ona wzdłuż miejscowości Klaudyn. Jedziemy asfaltową drogą w kierunku Lasek, tam skręcamy w lewo (zielone znaki) w stronę cmentarza. Szlak chowa się za jego bramą ponownie w drzewa (razem z zielonym szlakiem pieszym – ciężko wypatrzyć znak na drzewie).
Wille, Polana, Cmentarz, Kościół, Dworek
Wyjeżdżamy z lasu i ulicą Podbipięty mijamy willowe tereny Izabelina, przecinając szosę i podążając za zielonymi znakami. Oto i ostatnie domy i wjeżdżamy w tereny leśne w okolicach Lipkowa. Po około kilometrowej trasie leśną drogą, wyjeżdżamy wprost na rozległy teren Polany Lipków – dobrego miejsca na odpoczynek (liczne wiaty, ścieżki a nawet place zabaw). Obok, dla kontrastu, cmentarz a za nim ładny kompleks pałacowo-parkowy z klasycystycznym kościołem i muzeum Henryka Sienkiewicza w pobliskim dworze. Za kościołem przeszkoda – rozorana ulica która wygląda jak koniec świata – okazało się, że most jest w remoncie i objazd wytyczono przez kościelny dziedziniec (akurat jechałem w niedzielę przejeżdżając pod rozmodloną kaplicą).
Traktem (iście) Królewskim do Mariewa
Za parkiem skręcamy w lewo w ulicę Akacjową i jedziemy w stronę Koczarg Starych, gdzie skręcamy z kolei w prawo (obserwując cały czas zielony szlak rowerowy) w Trakt Królewski (wygląda mało królewsko ale nazwa, trzeba przyznać, dostojna). Traktem owym podążamy cały czas prosto mijając kolejne zabudowania wsi aż do znaku “koniec pierwszeństwa przejazdu” i tam skręcamy w główną drogę w prawo. Wkrótce wjedziemy w las, mijamy mostek, we wsi Stanisławów skręcamy razem z szosą w lewo – jesteśmy teraz w Mariewie. Na końcu wsi zadaszona mapa KPNu i czekająca na nas droga przez las. Cienkokołowcy (jak autor) trochę się pomęczą zapadając się w piasek (albo nie popełnią tego błędu co ja i pojadą w lewo asfaltem), wkrótce jednak przebijemy się z powrotem do szosy, z której zjechaliśmy i teraz już prosto, asfaltową drogą, możemy pędzić do Zaborowa. Na rondzie zjeżdżamy na trasę Warszawa – Sochaczew, po prawej stronie mijając kościół.
Na skróty do Leszna
Czeka nas teraz ok 10km podróży po dość ruchliwej drodze – mijamy stawy zaborowskie, następnie las, kolejne zabudowania, aż wreszcie dojeżdżamy do Leszna. Opcją ciekawszą, choć dłuższą jest odbicie w prawo, w lesie za Zaborowem (zgodnie z zielonymi znakami rowerowymi) by do Leszna dotrzeć od północy – autor (BTW – tak też nazywa się jego rower;) pojechał szosą z prostej przyczyny – z uwagi na ograniczenie czasowe musiał trasę skrócić ;) Po dotarciu do Leszna można zresztą wybrać opcję “leniwą” i skręcając na światłach w lewo, po ok. 8km dojechać szosą do Błonia i stamtąd pociągiem przemieścić się szybko do Sochaczewa (raz już tak zrobiłem tyle, że w drugą stronę i czekałem na pociąg tak długo, że mógłbym spokojnie w tym czasie dojechać do Warszawy).
Z powrotem w las
My* jednak jedziemy dalej. Przejeżdżamy skrzyżowanie i po 100 metrach skręcamy w prawo, w ulicę Szkolną – dojedziemy nią po kilku chwilach do granicy lasu. Szlak rowerowy prowadzi nas równolegle z żółtym szlakiem pieszym w głąb puszczy – sugeruję korzystać z ścieżki po prawej stronie – będzie mniej zakopywania się w zapiaszczoną drogę. Po około dwóch kilometrach mijamy z prawej zabudowania szkoły cyrkowej w Julinku. Cały czas oczywiście przedzieramy się przez las – gdy żółtego szlaku zabraknie będziemy zmuszeni poruszać się szlakiem rowerowym – a ten często konsystencją przypomina nadmorską plażę.
* cały czas piszę w liczbie mnogiej z oczywistego powodu – rower też człowiek, więc jedziemy we dwóch.
Krzyżówka w Łubcu
Wyjeżdżamy z lasu, po prawej stronie na wyniesieniu widzimy tajemniczy zespół drewnianych domków – wyglądają jakby wypatrywały czegoś na nieboskłonie – może to niedokończone domki, może obserwatorium NASA a może artystyczna prowokacja. Po chwili wjeżdżamy na leśno-wiejskie skrzyżowanie. Jedziemy dalej podążając za rowerowymi znakami. Czeka nas teraz długi, ciężki, pagórkowato-meandrujący odcinek przez puszczę. Głównie jedziemy grzbietami wałów wydmowych, co jakiś czas zjeżdżając, podskakując na korzeniach bądź ryjąc w piachu. Odcinek jest wybitnie “kampinoski” – dużo piachu, dużo sosen i grabów i dużo słów na k i ch, gdy po raz kolejny koło grzęźnie w wydmie. Rower górski z szerokimi oponami niczym koła od Jelcza to teraz główny obiekt pożądania. Kolejne kilka kilometrów dłuższy się niemiłosiernie z uwagi na dość trudne warunki jezdne – przeprawę umilają nam jednak kolejne rezerwaty – Karpaty (po n-tej wspinaczce na kolejne wzniesienie zrozumiałem skąd nazwa), a później Zamczysko (kto ma siłę niech koniecznie skręci w lewo pieszym szlakiem obejrzeć wały wczesnośredniowiecznego grodziska). Kolejne obszary ochrony ścisłej Narty (na wyniesieniu z prawej) i Pożary (bagna wzdłuż granicy których jedziemy) dzielą nasz szlak na dwa leśne krajobrazy – płasko-podmokły i górzysto-sucho-leśny.
Piaskowa Góra
Docieramy wreszcie do drogi z Górek do Kampinosu (oczywiście można było łatwiej wybierając tą właśnie szosę i objeżdżając Zamczysko od góry ale autor podczas tej trasy podjął wiele dziwnych decyzji). Na widłach szlaków piękne rozłożyste dęby oraz tablice KPNu z informacjami o pobliskich rezerwatach (przy batoniku i izotoniku można sobie np. poczytać historię o panu Kobendzy). Ruszamy dalej drogą, po kilometrze dojeżdżamy do zaszytej wśród lasów wioski Józefów. Za wsią mijamy kilka schowanych wśród drzew stawów, za ok. 800 metrów napotkamy małe skrzyżowanie, skręcamy w prawo i ruszamy w stronę Granicy.
Granica, wyjeżdżamy z puszczy.
Ponad kilometr jazdy piaszczystą ścieżką Puszczy musimy pokonać by dojechać do kompleksu pięknych, drewnianych budynków wchodzących w skład Ośrodka Dydaktyczno Muzealnego w Granicy. Znajdziemy tu muzeum, mały skansen, węzeł szlaków czy punkt informacji turystycznej. 900 metrów dalej, na krzyżówce dróg, warto odbić w prawo by obejrzeć urokliwy cmentarz wojenny z 1939 roku na którym spoczywają żołnierze armii “Poznań” i “Pomorze”, poległych w czasie Bitwy nad Bzurą.
Bagnem, łąką, polem, lasem
Skręcamy na południe, mijając gigantyczny parking. Przez półtora kilometra „odpoczywamy” na asfalcie mijając rozległe łąki i mokradła Parku. Przed wzniesieniem odbijamy w prawo, w polna drogę. Jedziemy teraz wśród pól, zagajników, czasami wjedziemy w większy las. Po drodze mijamy ciekawy dom – a raczej jego płot – i widać, i czuć, że zmontowany jest z podkładów kolejowych.
Po 2,5 kilometrach – niespodzianka – asfalt. To znak, że wjeżdżamy do wsi Grabnik. Na jej końcu niespodzianka szybko się niestety kończy. Na krzyżówce dróg kontynuujemy dalej, na zachód. Kolejne 2,5 kilometra jedziemy lasem – na jego końcu urocze leśne skrzyżowanie z kapliczką i drogowskazem do pobliskiej „Otuliny” – zaprzyjaźnionej agroturystyki. A kto lubi konie – kilkaset metrów za Otuliną – kolejna zaprzyjaźniona baza – czyli stajnia Rzęszyce.
Prawie jak skansen
600 metrów dalej skręcamy w lewo, po chwili w prawo, wjeżdżając do wsi Kirsztajnów – mijając przy drodze starusieńkie chaty kryte strzechą, na jednej posesji pyszni się żuraw przy studni – okolica wygląda niczym skansen. Gdy miniemy z prawej strony chylącą się ku upadkowi chałupę, skręcamy w lewo i jadąc prosto, wyjedziemy na skrzyżowanie z drewnianym krzyżem (oczywiście z krzyżem obok – a nie że droga krzyżuje się z krzyżem;) Jedziemy prosto, pół kilometra dalej skręcamy w prawo i asfaltem wielkości (szerokości) sporej ścieżki rowerowej, pędzimy wśród wiejskich zabudowań. Po chwili tabliczka informuje nas, że wjeżdżamy do Plecewic – jesteśmy prawie na miejscu. Jeszcze półtora kilometra wzdłuż wsi, mijając tory kolejki wąskotorowej i cegielnię, dojeżdżamy do drogi wojewódzkiej Sochaczew – Śladów. Skręcamy w prawo i możemy już przestać pedałować – po 300 metrach łagodnego spadku drogi wita nas parking Moto Przystań po lewej stronie drogi.
Trasa na google maps:
Podsumowanie wycieczki
Przejechanie trasy zajęło mi… i tu zeznania się gubią. Zeznania gubią się z bardzo prozaicznej przyczyny, iż autor, jadąc bez mapy czy nawigacji (nigdy tak nie róbcie!:) zgubił się po drodze przynajmniej z pięć razy tracąc pewnie minimum godzinę albo i więcej czasu na zawracanie i szukanie drogi. Wujek Google wylicza, iż trasa mierzy sobie ok. 60km i trzeba na nią przeznaczyć 3 godziny ale jest to po prostu szczyt bezczelności kogoś, kto nigdy nie siedział na rowerze a wszytko wie najlepiej (mówię o wujku oczywiście). Trasa nie jest dobra dla roweru szosowego czy nawet crossowego – piach naprawdę wciąga;) W kilku momentach można było spokojnie opuścić zielony szlak rowerowy i skracać go asfaltem bądź szutrową drogą no ale wtedy co to byłby za przejazd przez puszczę… Następnym razem opiszę drogę znacznie szybszą, łatwiejszą i bezleśną, którą faktycznie można przejechać w 3 godziny będąc zwykłym, niedzielnym rowerzystą takim jak ja;)