Pies na kajak? Czy czworonogi lubią spływy kajakowe?

A więc marzy Ci się spływ kajakowy: czas jest, miejsce wybrane, pogoda wyśmienita, obsada gotowa i tylko pozostaje jeden, jedyny problem. Ten, który spod stołu patrzy na Ciebie wielkimi, okrągłymi oczami, w których wyczytać można zawsze to samo, gdy pakujesz się do wyjścia: „nie zostawiaj mnie…” Pies. Pies na kajaku? Czy to się uda? Czy będzie mu się podobać? Ponieważ nikt nie wytłumaczy tego lepiej – oddajmy głos (głos!) samemu zainteresowanemu. Psu.

Pies na kajak, ludzie za burtę?

Cześć, hau. Mam na imię Ufa i jestem psem (zaczynam się łbem). Ponieważ na spływach kajakowych byłam już całe dwa razy – opowiem Wam w detalach jak to wygląda od psiej strony. Czy warto nas zabierać na kajak? No cóż, w naszej branży zdania są podzielone, więc napiszę kilka argumentów na tak i drugie tyle na nie:

TAK: nie zostawiaj mnie samego

No jasne, że zabieraj psa. Nie wiesz, że zostawienie nas nawet na 5 minut to dla nas wieczność? Wychodzisz sobie do sklepu a dla nas to ponad 1000 lat. A co dopiero na kajak, gdy znikasz na cały dzień. Czas samotności jest dla nas wtedy niemierzalny! Ja osobiście akurat siedzę karnie pod stołem i jedynie cicho popłakuje – ale są ziomki, które w akcie desperacji i rozpaczy zaczynają podgryzać meble, parkiet, krzesła oraz strącać garnki. Z czysto ekonomicznego punktu widzenia więc o wiele bardziej opłaca się nas zabrać na kajak. Tym bardziej, że za psa się nie płaci. Przynajmniej na Moto Przystani ;)

NIE: nie mogę sobie pobiegać

No niestety. Może Wam podoba się siedzenie w jakimś plastiku i machanie rękoma – ale dla nas jest to wyjątkowo nudne. Siedzieć? W domu się siedzi, na powietrzu się bieeeega. Tak więc podczas spływu, gdy pies jest uziemiony, będzie nieszczęśliwy. Przynajmniej ja. Wiem, że są inne, które mają na wszystko wywalone i będą siedzieć wszędzie – pod stołem, w kajaku, w budzie, pod sklepem a nawet w łazience (zwłaszcza gdy idzie burza).

TAK: nawącham się za wszelkie czasy

Każda wycieczka w nowe miejsce to dla psa masakrycznie fajoska sprawa a to dlatego, że my lubimy wąchać. Wszystko co się da. Płynąc kajakiem co zakręt to inne zapachy. A jak trafi się w wodzie coś zdechłego… poezja! Na moich spływach nos chodził mi w przegubach non stop, na drugi dzień miałam w nim zakwasy.

NIE: będzie przechlapane

Będzie mokro. Wszędzie. Będą chlapać ludzie (a nie wszystkie psy lubią wodę). Będą chlapać psy. Na przykład z tego powodu, iż zapragną sobie wyjść. Ja raz wyszłam z kajaku. Nie to, że chciałam popływać – zapragnęłam zejść na brzeg. Brzeg niestety okazał się tylko rzęsą. Poszłam na pełne zanurzenie. Jak mnie wyciągnęli mieli oprócz 10 litrów wody w kajaku dodatkowe bonusy w postaci wodorostów i wszelakiego wodnego zielska, które zdążyłam zebrać podczas tego wyskoku.

TAK: uwielbiam pływać!

Są też psy, które kochają pływać. Zaliczam się do takiego grona. Widok wody będzie więc dla nas tak kuszący, że wcześniej czy później znajdziemy się za burtą. Psy mają niestety tą upierdliwą naturę, że zawsze chce się im tego, czego akurat nie robią. Jeśli więc jesteśmy za drzwiami, to zawsze chcemy koniecznie wejść. Jak wejdziemy – musimy wyjść. Jak siedzimy w kajaku – musimy koniecznie, w tej chwili, popływać. Jak płyniemy – niezwłocznie musimy wejść do kajaku. Przyda się w takich sytuacjach specjalny, psi kapok (na Moto Przystani mają, nie przymierzając – przymierzałam). Pomaga on w sprawniejszym chwytaniu i wyłapywaniu nas podczas operacji wyładunku i załadunku na jednostkę bądź abordażu na sąsiedni kajak, gdzie właśnie konsumowane jest salami.

NIE: muszę pilnować stada

Kolejnym problemem dla psa na spływie kajakowym jest to, że jak każdy inny, porządny przedstawiciel tej rasy, jest zmuszony pilnować stada. Ludzkiego oczywiście (no, chyba że to spływ owiec i jest się psem pasterskim – ale o takich wycieczkach nie słyszałam). Tak więc, gdy płyniemy w dwóch lub więcej kajakach, natura zmusza nas by.. hm.. biegać od jednego człowieka do drugiego (zwłaszcza, gdy w kajaku obok siedzą dobrzy znajomi i nie daj Boże jedzą kiełbasę). Ja podczas spływu Bzurą, czułam taką potrzebę utrzymywania łączności między jednostkami pływającymi cały czas, czym doprowadzałam do pasji mojego pana.

TAK: ale daj powiosłować, żebym się rozgrzał

Wy siedzicie i cały czas machacie łapami. My siedzimy. I nic. Zimno. Mokro. Jeśli się kąpiemy – jeszcze bardziej mokro. Nietrudno się domyślić, że brak ruchu nas wyziębia. Daj nam więc możliwość ruchu – powiosłować (no dobra, nie) – albo raz na jakiś czas wyskoczyć na brzeg i wysuszyć się w trawie albo w biegu. Nie mówiąc już o tym, że nam też się co x czasu chce siku. Częste wizyty na brzegu są dla nas więc jak najbardziej wskazane. A wy też skorzystacie i rozprostujecie kości.

NIE: podsterowność nadsterowności kajaka

Ciągłe wiercenie się psa (bo, jak pisałam, usiedzieć na spokojnie się nie da) skutkuje tym, że kajak zaczyna tańczyć walca albo zataczać koła. Jak przechodzę na prawo, to on w lewo, jak wychylę się w lewo, wszystko skręca w prawo. Powtarzanie psu, by siedział prosto jest tak bezsensowne, że aż zabawne. Jeśli więc nie płyniesz z psem, który akurat postanowi przez kilka godzin spać (albo, gdy płyniesz z psem, który waży 500 gramów), musisz przygotować się na skomplikowaną trajektorię żeglugi.

A więc? Wyszło tyle samo TAKÓW co NIÓW. Ale pamiętajcie – wszystko zależy od tego, z jakim pieskiem żyjecie. Jedne uwielbiają wodę, inne wolą siedzieć przed telewizorem. Są też osobniki specyficzne – które wodę i pływanie kochają, ale na spływach mają kwaśną minę (to ja). To, czy zabrać na spływ psa, zależy już od indywidualnych upodobań. Dwu i czworonogów.